Oto jest ten dzień!
Wśród fanów Antyfutbol Verein zapanowała euforia. Przed piątą kolejką ligi piłkarzyków mówiło się po cichu o możliwości wskoczenia na podium, nikt nie spodziewał się jednak objęcia pozycji lidera. A właśnie to miało miejsce.
Dzięki wysokiemu zwycięstwu nad DPFI, a także bardzo korzystnym rozstrzygnięciom w spotkaniach drużyn trzecich absolutny beniaminek rozgrywek przewodzi od niedzieli 18. września tabeli piłkarzyków Redcafe. Z tej okazji przed posesją bossa AV oprócz wiwatującego srebrno-zielonego tłumu, pojawiła się grupka dziennikarzy żądnych przeprowadzenia chociaż krótkiego wywiadu. Kris1908 wyszedł przed swój dworek, podziękował kibicom za przybycie i wspieranie jego drużyny, po czym zaprosił redaktorów do prywatnej altanki, zamykając jednocześnie bramę przed nosem osobnika z Gazety Wybiórczej.
- Świętuje pan sukces swojej drużyny?
- Owszem, raduję się ze zwycięstwa nad DPFI. Wygrana 4:1 zapewniona dzięki kolejnemu hat-trickowi mojego Łotysza napawa optymizmem przed dalszą częścią sezonu. Ważne też, iż trafiłem z wyborem Naniego - wydaje się, że to tylko jedna bramka, ale jest ona niezwykle ważna tak dla zawodnika, jak i naszego bilansu w tabeli. Ale oczywiście nie ma szaleństw. Miałem, co prawda chęć zaproszenia mojego oponenta - Intela - na butelkę wiśniówki na owocach z mojego sadu, ale niestety, prawo mi na to nie pozwala.
- Nie wspomniał pan w ogóle o pozycji w tabeli. Objęcie pozycji lidera jest ważniejszym faktem od pojedynczego zwycięstwa.
- Oj tam, pierwsze miejsce. Na tym etapie równie dobrze Liverpool mógłby przewodzić lidze angielskiej, a i tak niewiele by to znaczyło w kontekście dalszych zmagań. O sukcesie będziemy mówić w maju, gdy utrzymamy taki stan rzeczy.
- Nie wierzę, że pana to nie obchodzi.
- Powiem inaczej - jest to naprawdę miła niespodzianka dla, bądź co bądź, trenera beniaminka. Nie podpalam się jednak, aby nie dać pożywki zawistnym konkurentom w razie ewentualnego potknięcia. Cieszy też wynik, gdyż dotychczas ciułaliśmy, zgodnie z nazwą zespołu, jednobramkowe zwycięstwa, by na ten weekend zgotować naszym fanom ucztę, która należała się im za bycie z drużyną, na szczęście na razie tylko na dobre, bo złe nie nadeszło. Wyjrzyjcie - oni wciąż tam stoją i śpiewają, a jest już prawie północ. Niesamowite!
- Czy nie warto zmienić zatem nazwy klubu?
- Nie, skądże. (śmiech) Nie jesteśmy żadną Barceloną, ani Arsenalem. My gramy swoje i zapewniam, że będziemy się starać być przede wszystkim zabójczo skutecznymi, a wysokie wyniki będą tylko i wyłącznie wisienkami na torcie. Szczególnie, iż wobec niepewnej przyszłości Erdinca, Castaignosa i Teveza, nie mamy zbyt szerokiego składu i kto wie, co nas czeka w pucharze.
- Jak pan zatem skomentuje obecną kolejkę?
- Przede wszystkim zaskakująca jest historia naszych sąsiadów z tabeli - Hell Teamu. Porażka z teamem okupującym jedno z ostatnich miejsc nie wchodziło przed tą kolejką w rachubę, a tu proszę! Złożenie absencji i słabych dyspozycji dnia spowodowało brak jakiejkolwiek bramki i, mówiąc kolokwialnie, wtopę. Osobiście współczuję menedżerowi Husqvarny - CyberMU już witał się z gąską, by w przeciągu kilku godzin zostać ograbionym z marzeń i wrócić do domu z bagażem 4-bramkowej różnicy. Piłkarzyki są piękne, bo nieprzewidywalne.
- Jakieś plany na przyszłość?
- Tak, dwa. Unieszkodliwić Messiego z Beer Money oraz mężnie stawić czoło w pucharze Cytrynówce, czego ciężar spadnie zapewne na barki Karola. Kiedyś w końcu musi się przełamać - kiedy, jak nie za tydzień?
- Na koniec - ma pan jakieś przesłanie do swoich konkurentów?
- Hmmm, o właśnie! Intel, nie daj się cytryniarzom! Życzę ci, byś odkuł się na nich za dzisiejszą porażkę - nawet za pomocą Genkowa!
- A do kibiców?
- Nie śpiewajcie za głośno, bo idę spać. Albo skupcie się przy jakichś zacnych trunkach i ułóżcie przyśpiewkę na mecz 6. kolejki - niech Wasz doping wgniecie podopiecznych pana... tak, Maty w ziemię!
- Dziękuję za rozmowę i życzę spokojnej nocy.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Chwilkę, poczekajcie. Janie, polej gościom. Strzemiennego, panowie!