Koncerty

[Kosma]

To Czyżynalia za mną.

Cud jakiś się wydarzył, bo deszcze, który lał równym cięgiem przestał akurat w momencie, gdy wyszedłem na przystanek. Przybyłem gdzieś w środku występu Grubsona, więc oczywiście dałem mu spokój. Przybyłem dopiero na dwa ostatnie kawałki, by przy wymianie ludzi znaleźć się w zacnym miejscu na Jelonka, więc co nieco zobaczyłem i utwierdziłem się w przekonanu, iż ten gość był tylko po to, by ściągnąć więcej ludzi, nie zakłócając cięższego charakteru tejże imprezy. Ogólnie kicha dla mnie, ale co kto lubi.

Wracając do Jelonka: :shock: Gość zmiażdżył system. Pierwszy raz byłem na jego koncercie na żywo i aż się dziwię, jak mogłem opuścić jego listopadową wizytę w Krakowie. Pozamiatał system, a Daddy Cool w jego wykonaniu to chyba najlepszy (i dla mnie najbardziej zaskakujący) moment koncertu. Świetna interakcja z tłumem, naprawdę super. Najlepiej i tak bawiła się ochrona, której przedstawiciel wziął na siebie ciężar prowadzenia skandowania Na tego świra trzeba będzie się wybrać kiedyś.

Potem odpuściłem Illusion, wróciłem na Hey, który muzycznie jest więcej niż zacny, ale sam występ trochę inny niż poprzedników Generalnie pani stała bardzo prosto i pięknie dziękowała za każdym razem. Swoją drogą dawno nikt mi w tak krótkim czasie tyle razy nie dziękował :lol: E: Na zakończenie natomiast zedytowałem nieco słowa piosenki na Nic, naprawdę nic, nie pomoże, jeśli City jutro wygra z QPRem. I wygrali :evil:

Na koniec Apocalyptica. Finowie świetni, nie było tego klimatu, co na Jelonku, ale i tak dali czadu jak na nich przystało. Najlepszy dowód, że zleciało strasznie szybko. Super, że jak zwykle był i Master, i Seek. Najlepsza historia to jednak moment, w którym publika postanowiła zrobić ściankę, a Finowie zgodnie ze swym planem rozpoczęli część akustyczno-spokojną Na takie dictum publika na wolnym pasie betonu... siadła i siedziała aż do końca Nothing Else Matters Potem sytuacja powtórzyła się raz jeszcze. Generalnie z Finów jestem oczywiście zadowolony. Jednak odkrycie dnia to pan z drugiego akapitu.


I teraz pytanie nurtujące mnie - iść w czwartek na Comę czy wcześniej zbić do domu?