gollaz
Senior Member
Liczba postów: 325
Dołączył: Feb 2007
Reputacja: 0
|
Nie wiem jak Tożsamość (widziałem tylko film), ale Krucjata (2 część) nie miała prawie nic wspólnego z filmem.
Co do książki Kowala, to tutaj => <a class="postlink" href="http://www.90minut.pl/strona.php?id=kowal">http://www.90minut.pl/strona.php?id=kowal</a> można ją przeczytać, ale nie ma to jak książka normalna.
Cytat:Trenera Strejlaua zdążyłem dobrze poznać, choć w tamtym czasie miałem prawdziwe urwanie głowy. Jak nie kadra Wójcika, to olimpiada. Jak nie olimpiada, to się akurat obraziłem na PZPN. Do tego dojdziemy, ale i tak dałem radę rozegrać za kadencji pana Strejlaua sporo spotkań. Jedno można stwierdzić - ekstra gość. Ogromna wiedza o piłce, przy dobrej dyscyplinie, jak dzisiaj, na pewno by sobie poradził. Tyle tylko, że zawsze żal nam było tego, który w czasie popołudniowych spacerów szedł koło niego.
Jak ktoś lubi historię sportu, to miał czego słuchać. Jednak większość z nas w takich momentach patrzyła w ziemię i marzyła, żeby być już w hotelowym pokoju. A Strejlau mówił: - W 1938 roku to był Leonidas... który grał boso... który w 63 minucie... który lewą nogą... który z prawego skrzydła... który przewrotką. I tak dalej. W tym tonie.
Czasami kończyło się tak, że wracaliśmy do pokoju, a ten, który szedł koło Strejlaua pytał: - Gdzie do jasnej cholery gra ten cały Leonidas?!
Cytat:Może trudno niektórym w to uwierzyć, ale jest polski piłkarz, który się nie myli. Podaje celnie, strzela mocno, biega szybko, skacze wysoko, drybluje bajecznie. Mało tego - nawet gada mądrze. I najwięcej filmów widział, każdą książkę przeczytał, chyba nawet ugotować wszystko potrafi. Ideał. Przedstawiam państwu Macieja Murawskiego, zwanego Murasiem. Mówisz "Muraś", myślisz "mistrz" - mówisz "mistrz", myślisz "Muraś".
Wspomniałem wcześniej o meczu z GKS, przegranym haniebnie 0:2, a także o pomeczowym ocenach trenera Okuki. Jak zapewne wiele osób pamięta, Murawski Maciej w owym spotkaniu odstawił taką żenadę, że żal było patrzeć. W szatni Okuka kolejno mówił, z kogo jest zadowolony, a z kogo nie. Muraś się nigdy nie zgadzał. Nigdy! Z Gieksą straciliśmy śmiesznego gola. Maciek zderzył się bodajże z Jackiem Magierą, gdzieś tam jeszcze zaplątany był Tomek Jarzębowski - na ławce rezerwowych ryk śmiechu połączony z jękiem zawodu. Gdy Muraś zaczął opisywać tę sytuację, to wyszło na to, iż najbardziej zawalił Moussa Yahaya, wówczas napastnik GKS, że tam stał i śmiał strzelić gola. - Po co on tam stał? - pytał MM.
On już tak miał, że niby występował w Legii, a grał w innych meczach niż my. Przynajmniej mówił coś zupełnie odmiennego niż reszta ogółu. Była taka sytuacja po meczu z Zagłębiem Lubin, gdy prowadził nas Krzysztof Gawara. Muraś się z trenerem pokłócił! Że zrobił dobrze, tylko wszyscy się na niego uwzięli i chcą mu wmówić błędy, których nigdy nie popełnia. - Maciek, jest kaseta, obejrzymy to na wideo - padło hasło. Sprawdzimy cię, cwaniaczku. Muraś popatrzył chwilę w ekran, gdzie właśnie leciał film pod tytułem "Jak zawalić bramkę w meczu Legii, na przykładzie Macieja Murawskiego" i stwierdził: - Bo ja zapieprzałem za innym, którego ktoś tam nie pokrył. Nie mogłem go zostawić samego.
- Ale przecież miałeś kryć tego co strzelił gola - odpowiedział Gawara.
- Nie mogłem, bo musiałem pobiec za tym. Bo gdyby tamten zamiast strzelić podał do tamtego, to by było na mnie.
- Przecież ja ci kazałem kryć numer osiem, to kryj numer osiem!
Blisko pół godziny Muraś udowadniał wszystkim, że czarne jest białe. Na innym meczu był. Nawet Zielek mu tłumaczył: - Maciuś, zawaliłeś.
Nic z tego! On się nie myli! Do Okuki też mówił, że nie zgadza się z oceną. Panie, ja i błąd! Ja błędów nie robię. Mam w meczu 70 odbiorów i 69 strat, więc jestem na plusie. To był naprawdę jedyny bezbłędny piłkarz jakiego znałem. Gdy dostawał żółtą kartkę, to sędzia się pomylił. Gdy zmarnował dobrą sytuację, to bramkarz rzucił się tam gdzie nie potrzeba. Gdy komuś urwał nogę, to ta paskudna noga sama się urwała. Mało tego. Jakkolwiek irracjonalnie to zabrzmiało. Muraś uważał, że umie rozgrywać. On w to szczerze wierzył!
Na treningach umieraliśmy ze śmiechu, gdy demonstrował swoje zagranie w stylu Laudrupa. Patrzył w prawo, a kopał w lewo. Skutek zawsze był taki sam - zanim Muraś zorientował się gdzie jest piłka, już był przechwyt i jazda z kontrą. - Muraś, ty weź zagraj na dwa metry, a nie kombinuj - powtarzaliśmy. A on swoje. Kiedy w czasie meczu wyprowadzał akcję ofensywną, każdy podchodził do tego sceptycznie. Oho. Muraś będzie rozgrywał! Niby robiło się wtedy krok w przód aby się pokazać, ale w myślach dwa kroki w tył. Już każdy tylko czekał na sygnał do powrotu, już prawie krył rywali. Bo skoro Muraś zaraz poda, to znaczy, że zaraz będzie strata i pojadą z kontrą. Założenie było proste - z takiej akcji nic poza kontratakiem wyjść nie może. Po chwili występował oczywiście pas do przeciwnika, przechwyt, krzyk i dawno planowany powrót.
Tak, Muraś miał w meczu więcej strat niż wszyscy pozostali zawodnicy razem wzięci. To był w zasadzie najlepszy rozgrywający naszych przeciwników. Słał piłki-marzenie.
Wydawało mi się, że zawodnicy ligowi tak drewniani nie bywają. Murawski jest bardziej drewniany niż mój parkiet w domu. Gdyby urodził się w Grecji, pewnie nazywałby się Drewnopoulos, a w Turcji Drewnologlu. Za moch czasów w Legii w życiu by nie zagrał. Mało tego, nie załapał by się do dwudziestki piątki. Taka postać za Wójcika czy Janasa po prostu nie miała prawa bytu. Oczywiście sam Muraś uważał się za lepszego od Zbyszka Mandziejewicza, i od Radka Michalskiego, ale bądźmy poważni - wtedy nawet Mirek Trzeciak się nie załapał, a co dopiero Murawski?
No bo dla przykładu rozbierzmy go na czynniki pierwsze. Strzał? Podobno ma dwójkę dzieci i to by było na tyle. Wprawdzie ktoś mi mówił, że kiedyś strzelił gola w Wodzisławiu, ale to musi być pomyłka. Gra głową? Wyskok dobry, ale głowa tragiczna. przy takim wyskoku powinien pakować bramę za bramą, a on zazwyczaj uderzał wyżej niż dalej. O dryblingu wolę nie pisać. Nie wiem, może się na tym nie znam.
Ta opowieść zaczęła się od bramki z GKS Katowice, którą Maciek zawalił, a do której się nie przyznawał. Moja opinia jest taka - gdyby tam w polu karnym nie było Murasia, ten gol by nie padł. A przez to, że Muraś tam był, każdy się przestraszył, że zaraz przyjedzie piła i urżnie nogę. Na widok długowłosego kolegi wkradła się nerwowość, a może i panika. Gdy zobaczyłem tę akcję, pomyślałem: - No ładnie, to moi koledzy na Bródnie jak grają po pijaku, lepiej na nogach się trzymają...
Pejter napisał(a):"Czas pogardy" Sapkowskiego już od jakiegoś czasu przeczytany. Bardzo mi się podobał. Akcja w miarę upływu stron rozwijała się coraz szybciej i bardzo ciekawie się skończyło. No ale po to są kolejne części, żeby się dowiedzieć, co dalej. Naprawdę polecam.
Andrzej Sapkowski "Chrzest ognia" in progress.
Ja w wannie męczę po raz trzeci od początku wszystkie części.
always ready to die
|
|