Pierwsza połowa to niemalże kosmos. Zamknęliśmy Inter w hokejowym zamku. Włosi (a raczej piłkarze włoskiego klubu) w tej części gry właściwie nie istnieli. Ostatnie sekundy tego nie zmieniają.
Ron w pierwszej połowie przeszedł sam siebie. Zagrał tak, jak przez cały poprzedni sezon. Widać chyba, że gdyby po kontuzji na początku sezonu odczekał miesiąc dłużej to do tej pory miałby około 25 bramek w całych rozgrywkach, ale każdy jest mądry po czasie
Do tego fantastyczny Park, który był zawsze i wszędzie tam gdzie trzeba. Giggs też nieźle i blady Berbatov... Tak by należało podsumować pierwszą połowę, bo defensywy nie mamy prawa oceniać za tę część gry. Aha i oczywiście człowiek-orkiestra Carrick. Facet jest jednoczeście def menem i rozgrywającym.
Druga połowa to jakiś lodowaty prysznic. Trochę mniej dla piłkarzy, bo bramka nie wpadała, ale dla kibiców jak najbardziej tak. Z początku Inter nacisnął i mineło ze 15 minut aż się obudziliśmy. Potem w zasadzie równy mecz. W końcówce, jeszcze przed wejąściem Roo, coś próbowaliśmy skubnąć, ale Wazza pokazał, że, gdy przebywa na boisku to nasz potencjał ofensywny rośnie o 33,3% (pozostałe rozkłada sięna Ronaldo i Berbatova
).
Jakby to podsumować? MOTM - Ronaldo i szkoda niestrzelonej bramki, bo można było ją walnąć na ślepo ;/ Ale przed meczem każdy ten wynik brał w ciemno, więc cieszmy się bo rewanż w Teatrze Marzeń.
PS Na szczęście się pomyliłem i kosmiczny Inter na OT polegnie