Za nami pierwszy półfinał a tu tak cicho?
Zwłaszcza, że w nim doszło do olbrzymiej sensacji. Hiszpania uległa piłkarzom ze Stanów Zjednoczonych 0-2. Oglądałem tylko drugą połowę i cały czas to mistrzowie europy nacierali na bramkę Howard'a, co chwila było gorąco pod bramką Jankesów. A tu co? Jeden wypad pod bramkę Casillasa i od razu zakończony zdobyciem gola.
Cóż, taki jest futbol, ale ja mimo wszystko cieszę się, że Amerykanie awansowali. Jakoś im bardziej kibicowałem w tym spotkaniu. Dzisiaj liczę na Brazylię i myślę, że się nie zawiodę, bo Canarinhos pokazali w dwóch poprzednich spotkaniach, jak należy, mówiąc krótko, grać w piłkę. Spore wrażenie wywarł na mnie zespół Dungi. Nie dość, że grali ładnie dla oka, to na dodatek zaprezentowali skuteczną, skonsolidowaną defensywę. Brazylia ma już nie tylko świetną ofensywę, ale także może pochwalić się solidną obroną. Pod jego wodzą ten zespół przeszedł pozytywną metamorfozę.
Muszę przyznać, że nie wierzyłem w niego, a tu proszę - zespół prowadzi w EMŚ z liczbą najmniej straconych goli, wygrał Copa America i na razie jest w półfinale Confederations Cup, a zapowiada się, że lada dzień i zaprowadzi swoją ekipą do finału.
Mam nadzieję, że Canarinhos nie zawiodą, zresztą kto chciałby oglądać finał USA - RPA?