No to fajnie, gramy dalej.
Carling Cup to czas eksperymentów, dawania szansy młodym zawodnikom, tym częściej siedzących na ławce rezerwowych, ale Ferguson trochę przesadził z Rafaelem na środku. Tam potrzebny jest zawodnik silny, a nie tak nikłej postury jak Brazylijczyk. Liczyłem przynajmniej, że wykorzysta swoje zdolności ofensywne i przeprowadzi kilka fajnych indywidualnych akcji. Nic z tych rzeczy. Jeden z najsłabszych piłkarzy na boisku, no bo na to miano zasługuje Macheda, który wyróżnił się tylko trzema zagraniami na jeden kontakt i akcją, po której wycofał piłkę do Andersona, a ten uderzył w światło bramki. I to była tak naprawdę jedyna nasza składna akcja od czasu dostania kartki przez Neville'a. Kartonik zasłużony, kompletnie bezsensowny faul.
Najlepsi to wiadomo, Evans, Welbeck i Anderson. Pierwszy - prawdziwy lider formacji obronnej, nie do przejścia, drugi - kreator większości akcji, udział przy dwóch bramkach, trzeci - aktywny, często udanie wspomagający defensywę, strzelec gola.
W końcowej fazie meczu można się było kompletnie zanudzić. Chwilami bardzo chciało mi się spać, i nie wiem, czy tylko było to spowodowane tym, że w noc poprzedzającą mecz miałem krótki sen