6 lat temu tego samego weekendu, przy okazji meczu z tym samym rywalem na tym samym stadionie zakończonym niemal tym samym wynikiem, świętowaliśmy 18. mistrzostwo i wyrównanie - bo jeszcze nie strącenie z grzędy - rekordu Liverpoolu. Tegoroczny sukces - bo taka poprawa miejsca w lidze to jednak sukces - jest niepomiernie mniejszy, ale z powrotu do europejskiej elity można być jednak zadowolonym. Plan minimum zrealizowany, do tego dołożono kilka spotkań, które będzie się pamiętać przez lata - jak choćby oba spotkania z Liverpoolem czy derby na OT (choć z drugiej strony odnotowano takie pokazy frajerstwa jak mecz z Leicester czy ostatnio Evertonem i WBA).
Kogo wyróżnić? Graczem sezonu zasłużenie obwoływany jest DDG, którego forma uratowała nam co najmniej kilka punktów i zamiast drżeć o awans do LM raczej tęsknie spoglądaliśmy w stronę przynajmniej wicemistrzostwa. Poza tym, tak jak napisali poprzednicy - Carrick raz jeszcze uzmysłowił, jak istotnym elementem potrafi być w manchesterskiej układance, Herrera i Mata przypominali, że w czerwonej koszulce można co nieco poczarować z piłką, zaś restauracja Valencii, Younga i Fellainiego to wielkie zasługi van Gaala, który zwłaszcza z drugiego wydobył to, po co na dłuższą metę sięgnąć nie zdołał nawet sam Ferguson. Wśród defensorów po dużych przetasowaniach także wykrystalizował się przywódca w postaci Smallinga, zaś kilka udanych meczów w końcówce sezonu pozwala wiązać duże nadzieje także z Shawem (jeżeli tylko omijać będą go kontuzje), którego udanie zastępować może zaś nasz drugi najlepszy transfer w zeszłorocznym okienku - Daley Blind.
Spora część zawodników jednak może zaliczyć sezon na minus - tyczy się to szczególnie zawodników ofensywnych. Di Maria to klasowy zawodnik i mimo Copa America liczę, że będzie w stanie wydobyć z siebie to, co najlepsze - tak jak czynił to we wrześniu. Względem trzech weteranów linii ataku takich nadziei jednak nie mam - nawet przebłyski van Persiego i Rooneya nie odwodzą mnie od myśli o potrzebie kupna nowego napastnika. Czy, i w jaki sposób dałoby się to jednak pogodzić z filozofią LvG - nie mam jednak pojęcia.
Ewidentne braki zespołu? Brak solidnego (zarówno w sensie elektryczności i częstotliwości urazów) partnera dla Smallinga, ograniczone pole manewru na prawej stronie defensywy (chyba, że poeksperymentować by tam wzorem SAF-a z Jonesem), środek pola funkcjonujący jedynie w specyficznej konfiguracji, dla której nie mamy alternatyw i wolny, nieskuteczny atak. Zasoby na te środki będą musiały pochodzić ze słynnego "nieograniczonego budżetu"
- nie ukrywajmy, że nawet negocjatorzy Chelsea nie utargowaliby za wiele przy sprzedaży takich piłkarzy jak choćby Evans. Istnieje ryzyko, że ujemne saldo odnotujemy nawet przy transferze bramkarza - odejście de Gei do Realu jest niemal przesądzone, a na choćby zbliżenie się do rekordu transferowego Buffona raczej nie ma co liczyć. Tu jednak mam nadzieję, że na tę konkretną pozycję banku nie rozbijemy - nawiązując tym samym ponownie do sytuacji z 2009 roku, kiedy za Ronaldo przychodził Valencia.
Rozważania transferowe to temat na inną rozmowę. Czy jednak LvG to właściwa osoba na właściwym stanowisku? Nie ukrywam, że lubię van Gaala, który samą swoją osobą zdaje się (wybaczcie, nikogo nie atakuję
) przyćmiewać swojego poprzednika i roztaczać aurę pewności siebie, co przenosi się także na zawodników. Jako że jednak zamiast równać do Moyesowego United patrzeć powinniśmy raczej w kierunku najlepszych w Europie, pewne rozwiązania taktyczne mogą budzić wątpliwości. Oczywiście to, że kontuzje w znacznym stopniu determinowały wszelkie zmiany nie ulega wątpliwości, ale IMO niektórzy patrzą tylko na jedną stronę medalu. Nie mitologizujmy owej lutowej kontuzji van Persiego. Przypominam, że w pierwszym spotkaniu po kontuzji, z Sunderlandem, kiedy zaczęliśmy naszą zwycięską serię, w wyjściowym składzie pojawił się i Rooney, i Falcao. W kolejnych meczach zaś, mimo braku kontuzji Kolumbijczyka, siedział on już na ławie, my zaś przeszliśmy na grę jednym napastnikiem. A że zarzuciliśmy ten pomysł na czas spotkania z WBA? Cóż, po dwóch kolejnych porażkach z racji braku wykończenia van Gaal postanowił najwyraźniej coś zmienić, a że w końcówce zeszłego roku kalendarzowego przy wykorzystaniu Roo i Persila potrafiliśmy być morderczo skuteczni...
Podobnie odeszliśmy od 3-5-2, a to, że głównym odpowiedzialnym za to są kontuzje, to jakaś kompletna bzdura. Po tym, jak na fali udanego tournee zaczęliśmy sezon trójką obrońców, jeszcze we wrześniowym meczu z QPR - kiedy to zastosowaliśmy diament - oprócz wystawionych w pierwszym składzie Rafaela, Blacketta, Evansa, Rojo i Blinda mieliśmy także rezerwowych: Fletchera, Valencię czy Shawa. Wybranie z tej puli zawodników trzech obrońców i dwóch wahadłowych nie powinno raczej nastręczać kłopotów. Jasne, że trzy miesiące później zagraliśmy trochę spotkań tym systemem. Jednak po pierwsze - źle było? Można narzekać, ale fakty są takie, że w 11 spotkaniach (o ile dobrze pamiętam, gdzie konkretnie zagraliśmy tą formacją), mimo tragikomicznych wręcz możliwości rotowania składem w okresie bożonarodzeniowym, ugraliśmy 24 punkty - więcej niż w ostatnich 11 meczach. Po drugie - to raczej kontuzje momentami wymuszały grę tą formacją, jako że często jedyną alternatywą był diament z Matą i Fellainim (i nie wiem, czy wyglądałoby to najlepiej).
Rotowanie składem? Akurat tu bardziej zrozumiałbym zarzuty w drugą stronę, bo w przeciwieństwie do takiego Mourinho, van Gaalowi kreatywności w tym aspekcie zarzucić nie można. 18 zawodników mających w Premier League ponad 1000 rozegranych minut kontra 12 w parze holendersko-portugalskiej; porównując zaś z Moyesem mamy 19-18 dla Szkota. Nie nazwałbym tego kolosalną różnicą, zwłaszcza po zwężeniu kadry. Poza tym przypominam, że to van Gaal na MŚ wpadł na pomysł, by podczas zaledwie 7 spotkań dać wybiec na boisko wszystkim 23 graczom holenderskiej kadry, zaś przerobienie Holandii pod 3-5-2 stało się za sprawą kontuzji Strootmana (cóż za holenderski farciarz! znowu mu się udało przez kontuzje). Patrząc więc przez pryzmat tych faktów, z ufnością zakładam, że takie wynalazki, jak przesuwanie Rooneya do pomocy to jedynie próby upustu swojej twórczej weny w zakresie mieszania składem ze strony Holendra, które skończą się wraz z pozyskaniem nowych graczy na odpowiednie pozycje.
W przeciwnym razie niektóre problemy mogą trwać nieco dłużej, niż byśmy sobie tego życzyli.
Jeszcze o rywalach ligowych. O ile mi wiadomo, nagród za zdobyte punkty nie ma - liczy się przede wszystkim miejsce. Stawka w tym sezonie się wyrównała (choć obawiam się, że owe równanie nastąpiło raczej do dołu), zespoły takie jak Southampton czy Swansea jeszcze dokręciły śrubę, a zęby kilku zespołom z czołówki potrafił pokazać West Ham, Crystal Palace czy nawet WBA (czego kolejny dowód mieliśmy dziś). Okresowo formę pokazywało Newcastle czy Leicester. Oczywiście Liverpool w formie i ze składem z zeszłego sezonu zapewne wyprzedziłby nas dość wyraźnie, bez względu na to, ile punktów względem nas zdołali uciułać przed rokiem. Publikowałem zresztą kilka miesięcy temu w temacie o LvG statystyki punktowe na przestrzeni ostatnich 11 lat - ostatni sezon okazał się zwyczajnie wyjątkowy (wespół z sezonem 2007/08, kiedy najmocniej uwypukliła się "Wielka Czwórka", a Derby zdobyło rekordowe 11 punktów). Aktualizacja danych? W 7 przypadkach na 11 69 punktów po 37. kolejce dawało miejsce w czwórce, a dodatkowo w sezonie 2009/10 Tottenham po porażce w ostatniej kolejce z Burnley ostatecznie był czwarty z 70 punktami. Poza tym kto wie, gdzie przy dość niewielkiej obecnej różnicy punktowej znalazłby się w hipotetycznym sezonie Arsenal bez Sancheza?
Gdybym miał pokusić się o ocenę, postawiłbym w miarę solidną siódemkę (czy, w skali szkolnej, naciąganą czwórę). Zwolnienia van Gaala nie postulowałbym nawet w razie powtórzenia się tegorocznej sytuacji za rok, zakładając oczywiście, że na innych frontach - zwłaszcza tym europejskim - zaprezentujemy się przynajmniej tak przyzwoicie, jak w tegorocznym FA Cup (pechowa porażka w ćwierćfinale z prawdopodobnym przyszłym zwycięzcą może być
). Mile widziany byłby oczywiście atak na mistrzowski fotel, ale bardzo mocna ekipa, którą zapewne skompletujemy tegorocznym latem, musi najpierw jeszcze się dograć. Nim to się stanie - pozostaje nam utrzymywać status quo. Kompromitacja w Europie? Jest takie ryzyko - mimo rozstawienia zdaje się, że wciąż możemy trafić na choćby Lazio czy Monaco. Jeżeli jednak tylko uda się częściej prezentować formę, jaką United osiągnęło na przestrzeni kilku udanych spotkań, wierzę, że nie tylko przebrnięcie przez te eliminacje nie będzie dla nas kłopotem.