Ruuuuuuuuuud napisał(a):Nie zgadzam się z taką surową oceną Rooneya. Zagrał kilka razy lepiej od Wilsona, walczył, starał się. Oczywiście i tak dużo mu nie wychodziło, zaliczył sporo strat i to nie jest poziom jaki wymagamy od napastnika. Tylko moim zdaniem napastnik w naszej drużynie to naprawdę nie jest kluczowy problem (a to jemu się poświęca najwięcej czasu, w szczególności Roo ). Każdy napastnik żyje z podań. Czy to Wilson, czy Rooney, czy nawet Martial. Różnica jest tylko taka, że Martial potrafi też zrobić coś z niczego, na każdej pozycji w ofensywie, ma ten błysk geniuszu (który niestety Wayne już zatracił). Tylko czy wczoraj po zmianie ustawienia, przesunięciu Martiala do ataku coś w naszej grze drgnęło? Nie, dalej wyglądało to mizernie. W taktyce Luja wysunięty napastnik nie wraca się po piłkę i tym sposobem Martial zniknął z gry - bo nie dostawał podań, bo nasz zespół nie kreuje sytuacji.
Tak, Martial potrafi zrobić coś z niczego, ale jest bez przerwy w ruchu, bez przerwy balansuje na linii spalonego. Schodzi w wolne przestrzenie, robiąc miejsce innym. Nie muszę chyba pisać, co robi gruby. Nie wyciągajmy też wniosków z 15 minut gry na szpicy, gdy piłki miał mu dogrywać Roo i Fella, bo brzmi, to jak komedia
Mniej kreatywnej dwójki u jego boku chyba nie dało się zestawić.
Rękę sobie dam uciąć, że gdyby za nim grał Herrera, na skrzydłach Lingard i Mata, to zobaczyłbyś ogromną różnicę w porównaniu z grą Roo na szpicy, przy tym samym zestawieniu pomocy. Ba, nie muszę sobie ręki ucinać, bo takie mecze już były, w których Martial grał na szpicy. I mimo, że wówczas (o ile mnie pamięć nie myli) zawsze na boisku był Rooney, to sama współpraca Martiala z pomocą i efektywność tej współpracy była kolosalnie różna.