W drugiej połowie z obu ekip nieco zeszło powietrze, ale czego mogliśmy oczekiwać od pewnych zwycięstwa Diabłów, które w dodatku mają strasznie napięty terminarz. Było kilka sytuacji, ale prawdę mówiąc, po zejściu Ronaldo na wiele nie liczyłem, bo sami przyznacie, że to on był motorem napędowym w większej części spotkania. Natomiast zmiana właśnie za Alana była dobrym posunięciem - w końcu kiedyś Smithy musi się odnaleźć. Ładna asysta i jak widać przyczynił się do tego zwycięstwa, dokładając małą cegiełkę.
Rzut karny z kapelusza pozostawię bez komentarza, takie coś kwalifikowało się na gwizdnięcie w paraolimpiadzie, a nie w lidze angielskiej, notabene, uznawaną za najbardziej brutalniejszą na świecie. Chyba arbiter chciał oszczędzić Allardyce'owi z*ebki od prezesa, dając tym samym okazję do strzelenia honorowego gola. W sumie jednak ten wynik ze straconą bramką nie jest taki zły. Efekt? Nasz bilans goli prezentuje się następująco - strzelonych 70, utraconych 20, w sumie +50. Okrąglutko, nie sądzicie?
Najbardziej pozytywny aspekt tego meczu to dobra komunikacja na linii Wayne - Ronaldo (kto by się spodziewał, że po takim spięciu na Mistrzostwach Świata ci zawodnicy będą stanowili najgroźniejszy i najmłodszy duet na Wyspach, jak nie w całej Europie?) oraz ostateczne odblokowanie się Anglika, który po raz kolejny trafia dwa razy do siatki rywala.
GLORY GLORY MAN UNITED!