bobsley napisał(a):kolejny raz powiem Scholes i Neville buty na kolek ... bardzo dobrze ze poszlo w dupe moze saf sie ogarnie i zobaczy ze weteranami to moze grac w CC czy meczach o pietruszke!
No pewnie, w końcu Neville miał ogromny udział w naszej porażce. A co ja mówię - przecież tylko oni dwaj zagrali wczoraj słabo ! Uspokój nerwy, ostudź głowę.
W tym sezonie na razie większych zastrzeżeń do formy Paula mieć nie można ( nie zaliczając gry z Sunderlandem ). Z loserpoolem nie zagrał aż tak tragicznie. Zwłaszcza w pierwszej połowie, gdzie starał się być pod grą, walczył w defensywie. W drugiej już tak różowo nie było. Podobnie ma się sytuacja z Gary'm. Nie jest to może Maicon, ale w tych spotkaniach, w których wystąpił, zaprezentował się bardzo solidnie.
Ciężko przeżyłem/przeżywam tę porażkę. No bo jak inaczej ma być skoro przegrywamy z odwiecznym rywalem, który już w końcówce października mógł powoli żegnać się z szansami na tytuł, na dodatek grając straszny futbol. Tak, straszny - Manchester tak grać nie może. Zamiast po ziemi, piłka leciała gdzieś na Rooney'a, który za wiele sobie pograć nie mógł. O współpracy naszych bocznych obrońców ze skrzydłowymi lepiej za wiele nie pisać. Valencia idzie do przodu, O'Shea zamiast go obiegać jest stale w tyle. To ja się kurwa pytam, jak ten Ekwadorczyk miał dziś stawić czoła Insui i Benayoun'owi ? Było mu naprawdę bardzo ciężko, jedynie raz ładnie wrzucił i piłka po jego strzale trafiła w poprzeczkę. Ale dalej dobijający jest fakt, że czaruje tylko jednym zwodem. Gdy w ostatnich, ja wiem, 15 minutach rzucamy się na nich z większą siłą, z większym animuszem to wtedy naprawdę przydałoby się coś więcej niż wypuszczenie sobie piłki z prawej strony i zapiepszanie ile sił w nogach... A O'Shea? Najsłabsze ogniwo obrony. Albo go nie było widać, albo widzieliśmy jego nieudaną interwencję. Tak było w pierwszej połowie, potem szedł bardziej do przodu, ale współpraca z Valencią dalej wyglądała słabiutko.
Ferdinand/Vidić - obaj zagrali w miarę na równym poziomie. Nie było żadnych kardynalnych pomyłek typu gol Bellamy'ego z City, ale oczywiście bramka Torresa obciąża konto Anglika. Evra słabiej niż zwykle. Walczył, starał się bardzo, ale za wiele z tego nie wynikało, bo po lewej stronie współpraca także wyglądała fatalnie. Głównie przez słabiutką postawę Giggs'a. Dawno Walijczyk nie zagrał tak mizernie, kompletnie nie radził sobie z twardo grającą i stosującą mocny pressing pomocą Liverpoolu, oraz mającym bardzo dobry dzień Johnsonem. Natomiast najmniejsze zastrzeżenia z formacji, które głównie mają zdobywać gole można mieć do Carricka.
No właśnie - gole. Oczekiwać ich można było przede wszystkim od Rooney'a i Berbatova. Pierwszy bardziej widoczny, ale prawie równie wielkie gówno z tego wynikło co z gry tego drugiego.
Nie lubię za wiele mówić o pracy sędziów i także tym razem zostawię tę kwestię. Podobnie jak kwestię braku Fletcha. Dobra, jest w ostatnich miesiącach naszym kluczowym piłkarzem, ale nie wspominajmy o nim ciągle przy każdym naszym potknięciu, gdy Darrena nie ma na boisku. Przecież mamy podobno szeroką kadrę, a już w szczególności na pozycji, na której zazwyczaj występuję właśnie Szkot.