Mimo słabej postawy, udało się dziś rozgromić Burnley 3-0. Co cieszy, każdą z tych bramek zdobywał napastnik. Rooney dzięki temu trafieniu jest królem strzelców ex aequo z Defoe i Drogbą. Berbatov polepszył swoją przeciętną statystykę strzelonych bramek, a Diouf zdobył pierwszego gola w barwach United. Szkoda tylko, że Owenowi dziś szczęście nie dopisało. No i w wielu sytuacjach brakowało wykończenia.
Jeżeli chodzi o defensywę, to na ogromny plus powrót Edwina. Przyznam, że bałem się o jego formę po tak długiej nieobecności i niewielu spotkaniach rozegranych w tym sezonie, ale teraz żałuję, że mogłem zwątpić w Holendra. Co klasa to klasa. Elegancko. Niestety nie można tego powiedzieć o innym weteranie, Garym Neville'u. Dobre występy widujemy u niego coraz rzadziej i bez żadnych wątpliwości można stwierdzić, iż jego kariera dobiega końca. Być może SAF, w świadomości, że na mecz z City będzie miał do dyspozycji Ferdinanda i Vidica(?) postanowił dać odpoczynek jednemu z podstawowych bocznych obrońców (Rafaelowi)? Przekonamy się niedługo. Stoperzy dzisiaj w porządku, trochę lepiej Evans. I tak nie mogę się doczekać ww. dwójki defensorów, bo takie akcje, jak kontra Burnley na początku spotkania (czyli 3 vs 1 Neville) nie mogą mieć miejsca. Evra na boku tradycyjnie przyzwoicie. Najbardziej równo grający zawodnik w tym sezonie. Pomoc ogółem solidnie, najlepiej Valencia i Scholes, który jakoś uniknął dziś żółtej kartki.
Mecze już nie są tak często jak ostatnio, powoli do gry wracają również kontuzjowani piłkarze. Z czasem powinniśmy się rozkręcić, zaliczać mniej wpadek i znowu wpaść w rytm kompletu punktów co tydzień. Będzie dobrze. UNITED!