Bzdurne to jest zakładanie, że to czego chcą ludzie zawsze jest dobre dla państwa i gospodarki. Bo większość ludzi chciałoby najlepiej leżeć brzuchem do góry i dostawać za to pieniądze, a partie socjalistyczne prześcigają się w tym aby im to umożliwić, gdyż daje to elektorat zadowolonych. Problem pojawia się gdy trzeba zacząć łatać gospodarkę, zaduszona przez socjalne przywileje, która po prostu nie wytrzymuje takiego obciążenia. I wtedy albo pojawia się taka zła Margaret Thatcher, która nie wiedzieć czemu zabiera ludziom to co im się należy, albo państwo pogrąża się w kryzysie.
(15-08-2013 00:32)Breakthru napisał(a): Liberalne reformy są fajne, jeśli się na nie patrzy na papierze, kiedy nie dotykają Ciebie.
To jest w ogóle jakaś bzdura. To czy kogoś takie reformy dotykają czy nie to nie jest losowe, wynika raczej z podejścia do życia. Ot, jeżeli ktoś jedzie na olbrzymim socjalu, pracuje w budżetówce, albo nierentownej spółce skarbu państwa i liczy na jakieś bzdurne gwarancje zatrudnienia, zrzesza się w związkach zawodowych, które są niczym innym jak pasożytami gospodarki to prędzej czy później go takie reformy dotkną, nie ma siły. Jednak sam sobie ten los zgotował, nikt inny mu tego nie zrobił. Natomiast jeżeli ktoś pracuje sam na siebie i nie chodzi mi tu tylko o prowadzenie firmy czy samozatrudnienie, bo nie każdy może być pracodawcą, ba większość społeczeństwa musi być oczywiście pracobiorcami, ale o pracę na etacie w firmie/spółce gdzie jedyna gwarancja dobrej wypłaty i zatrudnienia nie jest związek zawodowy czy państwo, a po prostu dobre wykonywanie swojej pracy i własne kwalifikacje to takiej osoby takie reformy nie dotkną, a nawet jeśli rykoszetem straci pracę, to taki świadomy własnych kwalifikacji i umiejętności pracownik nie będzie miał problemu ze znalezieniem zatrudnienia.
Zresztą nie przekonacie mnie bo ja nie powtarzam tego co mówią gadające głowy pokroju Korwina (ostatnio z większością tego co mówi się nie zgadzam zresztą), ale po prostu na co dzień obserwuję jak "państwo opiekuńcze" i socjal niszczą gospodarkę. Przykładów można mnożyć setki, jako że mam szanse obserwować działalność kilku mniejszych firm. Ot, chociażby taki niewinny przykład z ostatniego miesiąca, bo akurat siedzi mi w głowie: urlop macierzyński, też forma socjalu. Jakiś czas temu pracownica zaznajomionej firmy poszła na gwarantowany jej przez państwo, pełny, 12-miesięczny urlop macierzyński. Babka zresztą całkiem ogarnięta, dobrze wykonująca swoją pracę, no ale 12-miesięcy to był za duży okres czasu żeby przebiedować bez niej, trzeba było kogoś innego na to stanowisko zatrudnić (oczywiście nie da się tego zrobić na okres jedynie tych 12-miesięcy), przeszkolić itd. To wszystko są jakieś tam koszta, w tym czasie państwo z kieszeni podatnika opłaca tej drugiej 12-miesięcy urlopu. Po czym następuje numer najlepszy, babka wraca no ale de facto już jest średnio potrzebna, bo jej stanowisko jest obsadzone, zmieniły się trochę procedury itd. ja trzeba by znowu przeszkolić, a tę drugą zwolnić, wypłacić odprawę itd. Firmy nie stać na utrzymywanie dwóch etatów, które wzajemnie się znoszą, wiec babka która wróciła z urlopu macierzyńskiego dostaje propozycję etatu w otwieranej za 2 miesiące filii firmy w innym mieście - uczciwa propozycja, ale odmawia bo czemu nie, w końcu prawo pracy zabrania zwolnić ją w ciągu roku po powrocie z urlopu macierzyńskiego, wiec może siedzieć na tyłku i nic nie robić a firma musi jej płacić kasę. No akurat miała pecha, bo ze względu na zajmowane przez nią stanowisko, znalazł się kruczek prawny który pozwolił ją zwolnić. Tak czy siak powstała sytuacja typu lose-lose. Pracodawca stracił pieniądze (nie jakieś olbrzymie, ale w małych firmach gdzie operuje się często na granicy płynności finansowej, w oparciu o spore kredyty, każda strata może prowadzić do katastrofy), ona straciła pracę, a nawet jakby musiała zostać te 12-miesięcy ze względu na PP to straciłaby jakiekolwiek referencje, a po 12 miechach i tak by wyleciała, a firma straciła by dużo większe pieniądze na opłacanie etatu-widmo. To może nie jest przykład po którym firma upadła, ale pokazuje jak głupie prawo, mające z założenia "chronić pracownika" generuje sytuacje gdzie wszyscy przegrywają. W tym wypadku akurat nie było jakiś większych konsekwencji, ale nagromadzenie większej ilości takich przypadków w krótkim czasie, często gęsto doprowadza firmy do upadku (tak kiedyś upadła inna firma z mojego kręgu rodzinnego, ale opowieść o tym jest dobra na książkę, a nie posta na forum), a dziesiątki takich przypadków w milionach firm w całej Polsce, skutecznie zwalniają gospodarkę. Niestety w naszym kraju mało kto rozumie jak funkcjonuje przeciętna firma (a przypomnę, ze to właśnie sektor małych i średnich firm najbardziej napędza gospodarkę, chociaż jak to zwykle bywa nie mogłyby one funkcjonować bez dużych przedsiębiorstw, które notabene maja jeszcze większe problemy z "ochroną pracownika") i zarówno rządzący jak i spora część pracobiorców traktuje pracodawców, jako "wrednych kapitalistów", którzy mają skarbiec pełen złota, którym jednak nie chcą podzielić się z biednymi pracownikami, więc państwo musi ich do tego zmusić. Rzeczywistość niestety zwykle wygląda tak, że firmy operują na granicy płynności finansowej, a każda kolejna szpila wbijana przez państwo czy związki zawodowe przybliża je do upadłości (która zdecydowanie nie wpływa na poprawę warunków zatrudnionych tam pracowników). Niestety większość ludzi ma mentalność "powiesić pracodawcę, a potem dziwić się że pracy nie ma", a państwo takim ludziom idzie na rękę bo to się dobrze sprzedaje w kampaniach wyborczych. Dlatego twierdzę i będę twierdził, że ludzie nie rozumieją i nie będą rozumieli co jest dobrą reforma a co nie. Co gorsza nie rozumieją też tego rządzący.
Wracając jeszcze na chwilę do przykładu urlopu macierzyńskiego: jakby taki urlop trwał 2-3 najtrudniejsze miesiące, a nie cały rok i gwarancja zatrudnienia po nim też nie trwałą kolejnego roku, to gwarantuję, że pracodawcy nie zwalnialiby pracowników ot tak, bo mogą, chociażby dlatego że wykwalifikowanie nowego pracownika to jak mówię też są koszta. Każdy wolałby zatrudniać starego pracownika, ten mógłby dalej cieszyć się pracą i podnosić swoje kwalifikacje, to co państwo wywalało w błoto na bezproduktywną osobę przez kolejne 9-miesięcy można by zamienić na premię np. do zatrudnienia niańki do dziecka. Sytuacja win-win dla obu stron, no ale jak to zmniejszyć czas urlopu macierzyńskiego, kto to widział - przecież to reforma godząca w podstawowe prawa matki, nie godzi się.
PS. Wiem, ze mocno odbiegłem od tematu MT, ale myślę że to wszystko co napisałem bardzo dobrze pasuje do tematu polityka. Pokazuje jak działa mechanizm zależności między pracodawcami a pracobiorcami i jak toksycznie na niego wpływa system wyborów powszechnych, oraz dlaczego zawsze liberalne reformy są postrzegane jako te złe, a dlaczego ten wspaniały socjal niszczy gospodarkę.