Ja osobiście polemizowałbym co do tego, czy jest łatwiejszy niż FM08, bo sam na początku miałem odmienne odczucia. Z drugiej strony - można to zrzucić na karb tego, że błądziłem taktycznie, nie wiedziałem, kogo kupić (bo tam do mniejszych klubów często ściągałem jakichś tanich Polaków albo afrykańskich/rumuńskich newgenów
), a jednak po pół roku problemów wreszcie odnalazłem receptę na sukces i o mały włos nie awansowałbym do najwyższej północnoirlandzkiej klasy rozgrywkowej. Niemniej, odczucia bardzo pozytywne i chyba lada moment wysupłam te parę groszy. Gram Larne, w składzie sami lokalni piłkarze, w tym wielu zdolnych juniorów, budżet płacowy oscyluje wokół 1k tygodniowo, ale da się grać.
Obowiązki treningowe póki co scedowałem na asystenta, taktykę - 3-5-1-1 (z kompletnymi bocznymi wysuniętymi obrońcami na skrzydłach, trójką długodystansowców w środku i "dychą" za wysuniętym napastnikiem) - opracowałem zaś sam. Zaczyna się drugi sezon, na razie wszystko wskazuje na to, że po tym, jak do awansu zabrakło mi jednego punktu, co się odwlecze, to nie uciecze.
Kończąc zaś opowieści o (skończonej już chyba na dobre) przygodzie z FM08: (ostatnio pisałem
tutaj
1. W karierze, w której próbowałem reanimować United, odniosłem pełny sukces. Kilka transferów, głównie z ligi hiszpańskiej (klauzule odejścia naprawdę niezłych zawodników wynosiły plus minus pięć milionów) w perspektywie pięcioletniej pozwoliły mi na dwukrotne mistrzostwo Anglii i dwa triumfy w Lidze Mistrzów. Potężne zaplecze juniorów (nie będę sypał nazwiskami, bo to rok 2029
) stale uzupełnia pierwszą drużynę, a ja na dodatek objąłem reprezentację Brazylii. Żyć, nie umierać - ale ciągłe wygrywanie trochę mnie nużyło, więc wkrótce przeniosłem się w inne, alternatywne światy.
2. W szwedzkim Varmbol także wiodło mi się nie najgorzej - dość powiedzieć, że chociaż nie obroniłem tytułu mistrza Szwecji, dotarłem aż do 1/8 finału Ligi Mistrzów! Tam przegrałem z Interem, odpadając golami na wyjeździe (stan dwumeczu wyrównali dopiero w doliczonym czasie gry). Wkrótce przeniosłem się do Juventusu, gdzie obejmując drużynę, po której oczekiwano miejsca w środka tabeli, wywindowałem ich z 4. miejsca (w momencie mojego przyjścia) na sam szczyt. Triumfy tam zawdzięczałem taktyce 3-5-2, a z tego miejsca chciałbym pozdrowić Louisa van Gaala, który do użycia owej taktyki mnie natchnął.
3. Narzekałem wcześniej na niepowodzenia w polskiej lidze, ale to odbiłem sobie z nawiązką.
Objąłem dokujące na zapleczu Ekstraklasy Podbeskidzie, ustabilizowałem sytuację, a w kolejnym sezonie, wsparty transferami z Nigerii, awansowałem i zdobyłem Puchar Polski. Następnie jako beniaminek (kontynuując zagraniczną politykę transferową) zdobyłem mistrzostwo Polski, wzmocniłem się odpowiednio przed Ligą Mistrzów - i słusznie! Skład, w którym znalazło się też miejsce dla kilku Polaków (w tym jednego newgena z Pszczyny z niesamowitym talentem strzeleckim, który atrybutami nie błyszczał), pozwolił mi nie tylko z marszu awansować do elity, ale i wyjść z grupy i zakończyć rozgrywki na historycznej dla polskich klubów w europejskich pucharach 1/8 finału. Mistrzostwo bez trudu obroniłem.
4. Męczyło mnie mimo wszystko to, że ciągle miałem kontakt z zagranicznymi zawodnikami. Dlatego też przeprowadziłem się do Werderu, gdzie postanowiłem zbudować skład w oparciu o jedynie zawodników niemieckich. Szczęśliwie czekało tam na mnie aż pięciu reprezentantów kraju, stąd też nie musiałem się specjalnie wysilać: trzy sezony, trzy tytuły mistrzowskie, dwa Puchary Niemiec. W Lidze Mistrzów niestety bez powodzenia - choć kto wie, jak potoczyłyby się moje losy, gdyby nie pewna porażka z Tottenhamem w 1/8 finału (u siebie zremisowałem 1:1, ale na wyjeździe prowadziłem 3:0 aż do 70. minuty - w ostatnich 20 jakimś cudem straciłem 5 goli i marzenia o awansie poszły się paść). W międzyczasie, ku pokrzepieniu serc, jako selekcjoner reprezentacji Polski zwyciężyłem w eliminacjach do ME 2028 reprezentację Niemiec.
5. Kontynuując politykę narodowościową, znalazłem się w Stade Reims. Francuski średniak z przeciętnym składem, choć zacną historią - było co budować. Brakowało jakości i zdolnych, tanich francuskich zawodników, a do tego ponad połowę budżetu transferowego rokrocznie wydawałem na wyciąganie zdolnych juniorów (polityka długoterminowa). W pierwszych dwóch sezonach balansowałem na granicy zwolnienia, ostatecznie jednak kryzys przeszedłem bez szwanku, zarząd dwa miejsca w środku tabeli przełknął, a już wkrótce drużyna (średnia wieku około 21) zaczęła trybić. Kolejne dwa sezony to już pozycje gwarantujące udział w Pucharze Intertoto (skąd awansowałem dalej), a skład, stale nabywający doświadczenie, rósł w siłę. W piątym sezonie awansowałem już do Ligi Mistrzów, w szóstym sięgnąłem po wicemistrzostwo, w kolejnych dwóch byłem już w kraju najlepszy, mając w drużynie 13/15 (jednego sprzedałem) reprezentantów Francji poniżej 26. roku życia. W Lidze Mistrzów ponownie krwi napsuł mi Tottenham, który w podobnych okolicznościach (tym razem dwa gole zamiast czterech) wyeliminował mnie, tym razem w półfinale. Na arenie reprezentacyjnej najpierw poprowadziłem do mistrzostwa świata Anglików, a następnie, w oparciu o moich klubowych podopiecznych, zacząłem budowę francuskiej potęgi.
6. Postanowiłem jednak po jakimś czasie wrócić do tradycyjnej bazy danych i w tym celu przejąłem włoskie San Marino. Połowa składu była reprezentantami kraju, zaś druga połowa - wypożyczonymi młodymi włoskimi juniorami. Taki skład, ustawiony w dopracowywanej przez lata taktyce 4-5-1 (której używałem w FM08 praktycznie wszędzie), sprawił, że kolejny sezon mogłem już zaczynać w trzeciej włoskiej lidze. Tam awansowałem do baraży, niestety tam przegrałem. Sprawy nie ułatwiał fakt, że reputacja klubu wzrastała dość wolno, a zgranie zespołu - budowanego głównie w oparciu o zmieniających się wypożyczonych - było utrzymywane dość nisko. Kolejna próba i kolejny awans do baraży tym razem spotkała się już z pełnym powodzeniem, a ja mogłem przygotowywać się do walki w Serie B. Do San Marino zawitali więc tacy piłkarze, jak Robert Lewandowski (w tamtej wersji jedynie jeden z lepszych napastników polskiej ligi), Nikola Mijailovic czy Wang Dalei. Spodziewałem się ciężkiej przeprawy, ale ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu w drugiej włoskiej lidze zająłem 4. miejsce i awansowałem do baraży o awans! Tam półfinały przebrnąłem bez problemu, zaś w decydującym meczu postawiłem na żelazną defensywę i grę z kontrataku. Wygrałem 2:1 i w ten sposób San Marino (w którym niestety jedynym Sanmaryńczykiem pozostawał prawoskrzydłowy rezerwowy, newgen) sensacyjnie awansowało do Serie A. W kolejnym sezonie niespodzianek za wiele już nie sprawiłem - chyba, że można tak nazwać 14. miejsce w ligowym debiucie. Źle jednak nie było, a sanmaryński futbol AD 2012 miał spore perspektywy przed sobą, z Giacomo Paolinim (jak, dla utrzymania klimatu, siebie nazwałem) u steru zarówno klubu, jak i reprezentacji. W ramach ciekawostki: będąc selekcjonerem Sanmaryńczyków awansowałem do TOP-100 rankingu FIFA, a drużynami, które pokonywałem, były Bułgaria czy Gruzja.
Wkrótce pewnie opowiem o moich poczynaniach w najnowszej edycji FM-a - miejmy nadzieję, że równie udanych, co w starszej o 6 lat siostrze.