05-02-2009, 19:11
06-02-2009, 00:21
branka napisał(a):Absynt to bardzo specyficzna rzecz. Do tego trzeba specjalnego towarzystwa. Spelcjalnej okazji.
Dla mnie to jedyny naprawdę niezwykły trunek - taki, którego na codzień nie tknę. A jak juz to piję, to nie tak, że jeden łyk i koniec... A potem jest zielono :mrgreen:
Może samo nastawienie do picia absyntu powoduje, że jest taki niesamowity - w sumie każdy ma chyba taki jakiś trunek, który jest dla niego tym 'innym', na specjalne okazje Dla mnie czyms takim jest absynt.
No ja właśnie kiedyś się skompromitowałem... bo była impreza i dziewczyny jak to dziewczyny mialy absynt :mrgreen: było z 10 osób więc niezbyt wiele do podziału, ale każdy dostał taki spory kieliszek wyszło okolo 50-60 ml mniej więcej..cheers, toast te sprawy, i ja jak bałwan wypiłem to na raz.. z przyzwyczajenia, że jak szable w dłoń to ciach i koniec :mrgreen: :mrgreen:
Wszyscy patrzą na mnie lekko przerażeni i mówią że to się pije spokojnie, raczej kilkoma łykami... nie wiem.. jak przy następnej okazji piłem już tak jak reszta, to nie zrobiło na mnie wrażenia :mrgreen: choć fakt, że jest w absyncie coś niezwykłego, co odróżnia go od reszty alkoholi, nawet zmrożona 18-latka whisky nie ma w sobie takiego czegoś, chodź za nią bardziej przepadam 8-)
damn... jak ja dawno nie piłem czegoś szlachetniejszego niż zimny zwykły pospolity browar... 8-)
12-02-2009, 15:22
Pamiętacie, jak niedawno pytałem Was o ten spirytus na osiemnastkę kumpla? Jasny gwint...
Ogólnie, to w ogóle nie powinienem tego ruszać, bo to była jakaś przepalanka czy coś. Wiecie, zawartość jasnobrązowa. Jak to zobaczyłem, to już mi się odechciało, ale co zrobić. Pierwsza kolejka, druga, trzecia... Zacząłem śpiewać "Sto lat", później były tańce. Jakoś się trzymałem, chociaż mi to diabelstwo nie smakowało. Wypiłem koło dziesięciu kielonków, po czym przepalankę zamieniono w moim rogu na czystą. I była kaplica. Parę kielichów jeszcze wypiłem, ale później...
Chciałem wyjść się wyhaftować, ale potknąłem się. Później próbowałem przejść przez szczelinę między rozgrzanym do czerwoności starym piecem kaflowym a kanapą. Cały gorący się zrobiłem podczas zdobywania owego przesmyku. Kumpel wyszedł za mną (nie pamiętam jak znalazłem się koło jakiegoś płotu). Jedną ręką trzymałem się tegoż płotka, drugą kumpla i... No. Zwróciłem treść żołądkową nabytą wcześniej.
Później wróciłem, ale stwierdziłem, że już nie będę pił. Solenizant zaprowadził mnie do jakiegoś wychłodzonego pokoiku. Walnąłem się na wyrko, przykryto mnie kocem i tak sobie smacznie pospałem ze trzy godzinki.
Później musiałem wstać, bo przyjechał transport do domu. Już u siebie stwierdziłem z zadumą, że takie imprezy chyba jednak nie są na moją głowę. Drugi dzień to był koszmar...
Obudziłem się koło siódmej rano, poszedłem zygzakiem do kuchni i wypiłem szklanicę wody. Po odbyciu tej czynności, znowu zachciało mi się wymiotować, ale jakoś się powstrzymałem i wróciłem do łóżka. Obudziłem się koło dwunastej...
- Taki wstyd, tak się napić, jak Ty w ogóle wyglądasz? Czemu Twoje buty są takie brudne? - biadoliła Mama.
- Młody, widzę ładnie było. Miałeś po mnie zadzwonić, po co siedziałem do trzeciej i czekałem na telefon? Z kim Tyś w ogóle wrócił?! - wypominał najstarszy brat.
- Może klina? - proponował starszy ale nie najstarszy brother.
Pamiętam, że na wszystkie pytania odpowiadałem tylko jękliwym:
- Nie wiem... Nie pamiętam...
Na szczęście, spacer, dwa Sprite'y i cały dzień w bezruchu pomogły i zniwelowały chęć do ponownego opróżniania żołądka. Przez całą ową nieszczęsną sobotę i równie niemiłą niedzielę powtarzałem jak mantrę: "Nigdy więcej. Nigdy więcej".
Ale już wczoraj, gdy mieliśmy małą imprezkę, kumpel zapytał:
- Szymuś, może piwko?
- No a nie?
Ogólnie, to w ogóle nie powinienem tego ruszać, bo to była jakaś przepalanka czy coś. Wiecie, zawartość jasnobrązowa. Jak to zobaczyłem, to już mi się odechciało, ale co zrobić. Pierwsza kolejka, druga, trzecia... Zacząłem śpiewać "Sto lat", później były tańce. Jakoś się trzymałem, chociaż mi to diabelstwo nie smakowało. Wypiłem koło dziesięciu kielonków, po czym przepalankę zamieniono w moim rogu na czystą. I była kaplica. Parę kielichów jeszcze wypiłem, ale później...
Chciałem wyjść się wyhaftować, ale potknąłem się. Później próbowałem przejść przez szczelinę między rozgrzanym do czerwoności starym piecem kaflowym a kanapą. Cały gorący się zrobiłem podczas zdobywania owego przesmyku. Kumpel wyszedł za mną (nie pamiętam jak znalazłem się koło jakiegoś płotu). Jedną ręką trzymałem się tegoż płotka, drugą kumpla i... No. Zwróciłem treść żołądkową nabytą wcześniej.
Później wróciłem, ale stwierdziłem, że już nie będę pił. Solenizant zaprowadził mnie do jakiegoś wychłodzonego pokoiku. Walnąłem się na wyrko, przykryto mnie kocem i tak sobie smacznie pospałem ze trzy godzinki.
Później musiałem wstać, bo przyjechał transport do domu. Już u siebie stwierdziłem z zadumą, że takie imprezy chyba jednak nie są na moją głowę. Drugi dzień to był koszmar...
Obudziłem się koło siódmej rano, poszedłem zygzakiem do kuchni i wypiłem szklanicę wody. Po odbyciu tej czynności, znowu zachciało mi się wymiotować, ale jakoś się powstrzymałem i wróciłem do łóżka. Obudziłem się koło dwunastej...
- Taki wstyd, tak się napić, jak Ty w ogóle wyglądasz? Czemu Twoje buty są takie brudne? - biadoliła Mama.
- Młody, widzę ładnie było. Miałeś po mnie zadzwonić, po co siedziałem do trzeciej i czekałem na telefon? Z kim Tyś w ogóle wrócił?! - wypominał najstarszy brat.
- Może klina? - proponował starszy ale nie najstarszy brother.
Pamiętam, że na wszystkie pytania odpowiadałem tylko jękliwym:
- Nie wiem... Nie pamiętam...
Na szczęście, spacer, dwa Sprite'y i cały dzień w bezruchu pomogły i zniwelowały chęć do ponownego opróżniania żołądka. Przez całą ową nieszczęsną sobotę i równie niemiłą niedzielę powtarzałem jak mantrę: "Nigdy więcej. Nigdy więcej".
Ale już wczoraj, gdy mieliśmy małą imprezkę, kumpel zapytał:
- Szymuś, może piwko?
- No a nie?
12-02-2009, 15:26
Ehhh 18-stki
Pamiętam jak byłem u kumpla na 18, prawie dokładnie 2 lata temu.
Na imprezę poszliśmy "naszą paczką" (ok. 7 osób), oczywiście byli inni jego znajomi, rodzina etc. Było ostro. Gdy spotkaliśmy się na drugi dzień, doszliśmy do wniosku, że nie było ani tortu, anie 'pasów'. No niestety były, ale dowiedzieliśmy się o tym jubilata
Pamiętam jak byłem u kumpla na 18, prawie dokładnie 2 lata temu.
Na imprezę poszliśmy "naszą paczką" (ok. 7 osób), oczywiście byli inni jego znajomi, rodzina etc. Było ostro. Gdy spotkaliśmy się na drugi dzień, doszliśmy do wniosku, że nie było ani tortu, anie 'pasów'. No niestety były, ale dowiedzieliśmy się o tym jubilata
13-02-2009, 14:25
Ech. A mówiłem, że alkohol to zło. :roll:
14-02-2009, 14:16
nie lubie wódki, brrrrrrr.....
14-02-2009, 14:43
Ja tam lubię, tylko na wódce nie powinno się oszczędzać. Od tanich dostaję odruchu wymiotnego, podjeżdżają jakimś chamsko rozrobionym spirytusem. Tanie piwo mogę wypić, z wódką jest ciężej.
14-02-2009, 14:54
Jakiś Absolucik, w ostateczności Finlandia żurawinowa. Miodzio
14-02-2009, 16:19
A ja właśnie zacząłem smakować winkach (tylko nie takich winkach za 5 zł, ale takich winkach do obiadku, w końcu jak Ferguson pija wino to wypada Bossa naśladować )
Powiem tak - cud, miód i orzeszki
Cabernet Sauvignon albo Merlot (na początek oczywiście półsłodkie) i więcej człowiekowi do szczęścia nie potrzeba ... A i ten polecam wina mołdawskie, chilijskie bo są relatywnie tanie i pyszne
Powiem tak - cud, miód i orzeszki
Cabernet Sauvignon albo Merlot (na początek oczywiście półsłodkie) i więcej człowiekowi do szczęścia nie potrzeba ... A i ten polecam wina mołdawskie, chilijskie bo są relatywnie tanie i pyszne
14-02-2009, 17:45
radzio napisał(a):Powiem tak - cud, miód i orzeszki
Nie zaprzeczę. Lecz widzisz Radku, są osoby z przypadłościami, które uniemożliwiają spożywanie takich trunków. Ta przypadłość to zgaga, czy inaczej nadkwasota żołądka. Po minimalnej ilości wypitego wina nie mogę wytrzymać :|
14-02-2009, 19:07
Tylko piwo!
14-02-2009, 19:21
muszeq napisał(a):Tylko piwo!
Muszeq, a lubisz Pilsner Urquell ? Ja uważam, że jak ktoś twierdzi, że lubi piwo, a nie smakuje mu Pilsner, to wcale tak bardzo piwa nie lubi ...
14-02-2009, 19:29
Nigdy nie piłem Pilsnera Piszesz tak jakby to było jedyne, prawdziwe piwo jakie istnieje. Mi tam różne rodzaje piwa nie sprawiają wielkiej różnicy, choć jak wiadomo mam swoich faworytów, jak i piwa, które mi nie smakują. Kiedyś smakował mi Carlsberg. Kupowałem go nagminnie, a ostatnio mi się coś odmaniło. Natomiast od kilku lat (odkąd zacząłem pić) ciągle smakuje mi lubelska Perła i podejrzewam, że nie skończy się jak w przypadku Carlsberga. Po prostu ma to coś.
Ale żeby nie było, że jestem jakimś tam wielkim smakoszem czy coś. Piwo jest dla mnie dużo lepsze od wina, wódki, szampana itp. Bo mi po prostu smakuje.
Ale żeby nie było, że jestem jakimś tam wielkim smakoszem czy coś. Piwo jest dla mnie dużo lepsze od wina, wódki, szampana itp. Bo mi po prostu smakuje.
14-02-2009, 21:48
mlody_unw napisał(a):Muszeq, a lubisz Pilsner Urquell ? Ja uważam, że jak ktoś twierdzi, że lubi piwo, a nie smakuje mu Pilsner, to wcale tak bardzo piwa nie lubi ...
Parę miesięcy temu mój współlokator to zakupił ... powiem, że na początku pachniało lekkim żulem, ale całkiem miłe w smaku i dobrze wchodziło , jednak powiem szczerze, że ja rozsmakowałem się w ciemnych piwach
muszeq napisał(a):Kiedyś smakował mi Carlsberg. Kupowałem go nagminnie, a ostatnio mi się coś odmaniło.
Ju faking zdrajca! Jak można pić Carslberg ? Toż to sponsor L'poolu xD... a tak poważnie... wiecie dlaczego L'pool nie zdobędzie mistrza? Bo gdyby Carslberg zarządzał L'poolem to byliby najlepsi na świecie, ale Carlsberg robi piwo .
muszeq napisał(a):Ale żeby nie było, że jestem jakimś tam wielkim smakoszem czy coś. Piwo jest dla mnie dużo lepsze od wina, wódki, szampana itp. Bo mi po prostu smakuje.
Wino ma to do siebie, że wina nie powinno się pić samego... za wyjątkiem win podawanych jako aperitif. Sam się o tym przekonałem ;-). Co do wódzi - ... jako student powiem tyle - dobra wódzia nie jest zła , co do szampana - dobry szampan na imprezie do toastu - czemu nie ;-).
14-02-2009, 22:49
mlody_unw napisał(a):Muszeq, a lubisz Pilsner Urquell ? Ja uważam, że jak ktoś twierdzi, że lubi piwo, a nie smakuje mu Pilsner, to wcale tak bardzo piwa nie lubi ...Ja bardzo lubię Jedno z moich ulubionych obok DAB'a.